piątek, 21 listopada 2014

Po sfałszowanych wyborach, czyli ktoś dał mi w twarz

piątek, listopada 21, 2014

Porażająca skala fałszerstw (zajrzyjcie na wpolityce.pl) dojmująco zasmuca. Jeśli odbiera się narodowi możliwośc oddania wolnego (i ważnego) głosu, to jak ktoś celnie spuentował: czas emigrować, albo strzelać.


W punkt trafia dziś swoim tekstem Rafa Ziemkiewicz ( zachęcam każdy piątek na interia.pl w dziale Opinie)


Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że 20, 30, nawet 40 procent głosów nieważnych to przypadek albo jakiś masowy atak debilizmu, który dopadł wyborców tej czy innej komisji - gdy za miedzą na przykład odsetek głosów nieważnych jest mniej więcej normalny, a wyniki przez to zupełnie inne.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie może w kontekście tej horrendalnej liczby głosów unieważnionych podczas liczenia poważnie traktować rewelacyjnego, dwukrotnego wzrostu poparcia PSL w okręgach, gdzie żadne sondaże nie wskazywały na jego szczególną popularność, zwłaszcza gdy wyniki po policzeniu okazują się dramatycznie odmienne od wyników sondażu exit poll.

Jeśli w tej samej komisji rok temu w eurowyborach głosów nieważnych było 2, 3 procent, a dziś 20, 30, i to tylko w głosowaniu do sejmików i rad powiatów, to ci sami wyborcy równie skomplikowaną książeczkę do rady gminy obsługiwali prawidłowo bez problemu.


Jeśli nigdy przez ostatnich 25 lat odsetek głosów nieważnych nie przekraczał 10 proc., a różnica między exit polls a ostatecznych wynikiem 1-2 proc., a teraz nagle jest to cztery razy więcej... I tak dalej... 

Wniosek jest przecież oczywisty i nie wolno tego nie powiedzieć jasno, głośno i wyraźnie, bez czekania nawet na ostateczne, oficjalne zakończenie tej farsy, bo "wyniki cząstkowe" mówią same za siebie: w tych wyborach doszło na bezprecedensową skalę do masowych fałszerstw! I nie stwierdzenie tego faktu niszczy polską demokrację, tylko uparta obrona fałszerzy i tego dziadowskiego bardaku, który dał im możliwość sfałszowania wyników i poczucie bezkarności

0 komentarze: