Z "Weszło", czyli przed II turą
środa, maja 20, 2015
Tako rzecze Stan:
Komorowski (zostanie zapamiętany) z wymachiwania kartką i straszenia PiS-em. Nie wiem, czy w Polsce jeszcze kogokolwiek da się przestraszyć PiS-em, jeśli tak, to bardzo współczuję – może niektórzy boją się też czarnej wołgi, albo Baby Jagi mieszkającej w domku na kurzej nóżce. Mnie straszenie opozycją w ogóle nie wzrusza, wychodzę z założenia, że przez osiem lat obecna władza miała okazję się wykazać i się nie wykazała. A skoro tak, to zmieniam. To do bólu oczywiste.
Komorowski dla mnie nie wygrał właśnie dlatego – nie powiedział absolutnie nic na temat swojego dorobku i planów na kolejną kadencję, a jedynie starał się zdyskredytować przeciwnika (jak się później okazało – dopuszczając się dość obrzydliwych manipulacji)
Komorowski musi się cieszyć, ponieważ przez poprzedni tydzień sprawiał wrażenie ciapciaka, który bez pomocy suflerki nawet nie zawiąże buta. Wydaje mi się, że właśnie z tego wynikają tak wysokie oceny – zwolennicy prezydenta spodziewali się najgorszego, czekali na debatę jak na nieuniknioną katastrofę, a tu się nagle okazało, że powalczyć można i że Komorowski całkiem dziarski.
Przed nami ostatnie dni kampanii, na pewno będzie i śmieszno, i straszno, bo mainstream cały posiusiany. Im bliżej wyborów, tym bardziej bezczelnie będziemy oszukiwani, czego przedsmak mieliśmy w programie „Tomasz Lis na żywo” (jeśli z powodu tak ohydnej zagrywki w tak gorącym okresie dziennikarz nie traci pracy, to kiedy straci?). Możemy być pewni, że wpadki Dudy będą rozdmuchiwane do niebywałych rozmiarów, a wszystko co miałoby świadczyć na niekorzyść Komorowskiego – zamiatane pod dywan. Tak jak zamiecione zostały najnowsze taśmy, na których przecież czołowy polityk opowiada, dlaczego górnictwo ledwo zipie (wcale nie przez złych górników, tylko przez PO), a także dowiedzieć się możemy, że minister MSW nakazał spalić budkę przed ambasadą rosyjską (opcja numer 1), lub też, że szef tajnych służb jest kompletnym wariatem i fantastą (opcja numer 2). Gdyby nie to, że takie taśmy mogą wpłynąć na wynik wyborów, to by nimi grano 24 godziny na dobę, ale w obecnych okolicznościach nikt ich nie tyka i pozostają ciekawostką mniej więcej taką, jak jeleń na autostradzie A2.
Jest mi trochę wstyd, że żyję w kraju, w którym na czas wyborów wycofuje się książkę na temat prezydenta – i że nie jest to temat dla mediów, nikt o skandalu nie krzyczy, nikt o niedopuszczalnej cenzurze. Gdyby Komorowski autorowi wytoczył proces, to jeszcze wtedy bym zakaz sprzedaży zrozumiał, ale skoro procesu nie ma – to nie rozumiem w ogóle. Wygląda więc na to, że ktoś chce wygrać wybory przez niedopowiedzenie, przez uniemożliwienie poznania Polakom niewygodnych faktów. I przez strasznie PiS-em. A straszniejsza jest jednak treść książki „Niebezpieczne związki” niż Kaczyński z Macierewiczem razem wzięci.
Ja takiej prezydentury nie kupuję, nie kupuję takich metod, nie akceptuję odcinania mnie od źródeł informacji.
Do zobaczenia przy urnach
0 komentarze: